ściany
1października rano "zaskoczył" nas widok pomarańczowych kostek na naszej dziełce. Pięknie wyglądały we wschodzącym słońcu...
długo nie czekając zaczęliśmy układać pierwszą warstwę...
nie była już tak pomarańczowa. Silikaty są bieluteńkie i bardzo miłe w dotyku. Nie wiem dlaczego je tak lubię... Następne warstwy rosły dość szybko jak na dwuosobową brygadę...trzecia - pomocnik- zonka zaprzyjazniła sie z taczkami i sprytnie wwiozła jedna paczkę cegiełek do środka:) ( po jednej )
to bardzo ekscytujące bo zaczyna być widać kształt naszego domu, jak robią to wszyscy chodzimy oczywiście po pokojach i łazience i przymierzamy się do siedzenia w kuchni..., gdzie zalozyc zlew? gdzie postawimy serce kuchni- stół ?
8 października w sobotę przyjechał brat z pomocną góralską ręką i udało się wymurować jedną ze stron na całkowitą wysokość i zalać do połowy betonem żelbetowe trzpienie...kolejny sukces mojego meza i chlopcow z Brygady ( moj tata 74, maz 41, szwagier 36 )
11 października ściany były gotowe..., to jak nie liczyc miesiac i jeden dzien od wizyty naszychh miłych panów geodetów ( dziekujemy za ekspress)
sami nie chcemy wierzyć, że idzie to tak sprawnie... bardzo pomaga nam pogoda od początku września był jeden bardzo deszczowy dzień i jakas magiczna Siła kosmosu....
lubimy to drzewko, ostatnia wisnia, ktora przetrwała z całego tajemniczego ogrodu, ktorym była nasza działka jeszcze niedawno ( ukłon dla taty, ktory karczowł ten "ogrodeczek" całe lato sam:)